poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Ucieczka przez okno

Piszę o piątej pięćdziesiąt siedem. Wróciłam z długo wyczekiwanego spotkania z najbliższymi przyjaciółkami.
Jest cudownie, siedzimy sobie najpierw na balkonie z pięknym widoczkiem na otaczający nas prywatny kawałek lasu Marysi. Słonko grzeje. Potem przenosimy się do środka, jest słodkie czerwone wino, dużo dobrego ciasta, jest cudownie.
Koło dziewiątej wieczorem dociera reszta dziewczyn, zabawa rozkręca się na dobre.
W końcu można z kimś porozmawiać na każdy temat. My, dwudziestoletnie podlotki, omawiamy bieżące, najważniejsze i najbardziej nas interesujące sprawy. Rodzice, chłopcy, seks, takie tam sprawy.

Każda przegadana godzina jest przez nas boleśnie odczuwana, bo Maryś ma w domu zegary, które wybijają te godziny, a nawet półgodziny. Czas mija w ekspresowym tempie, ale nie martwimy się nim. W końcu jesteśmy jeszcze młode, a tyle ciekawych tematów do obgadania.

O godzinie piątej trzydzieści mama Marysi patrzy na nas zza szyby witryny oddzielającej kuchnię od korytarza. Patrzy i nic nie mówi. Ja cała spanikowana, że duch, krzyczę, że "Jezus Maria!". Mama Marysi otwiera drzwi do kuchni i mówi grobowym głosem:
- Jezus zmartwychwstał.
Następnie drzwi zamyka. Potem otwiera ponownie, przeszywa Marysię wzrokiem, cisza robi się nieznośna. Zamyka drzwi, otwiera jeszcze raz, po czym pyta, czy ma nas odwieźć. Marysia próbuje się w miarę łagodnie postawić, ale niestety do jej mamy nie dotrą już żadne argumenty. Drzwi kuchenne zamykają się z hukiem.

Zostałyśmy wyproszone, zwijamy się szybko i uciekamy do domów. Marysia mówi, żebyśmy się nie przejmowały, takie zachowanie to norma. Ucieczka na łeb na szyję była wspaniałą przygodą. Rozwinęłyśmy przyspieszenie niemalże jak u gacha trzy minuty przed przyjściem rodziców.

Niemniej miło było wrócić do domów o wschodzie słońca. W samochodzie w drodze minęło nam jeszcze pół godziny pogawędki.

Widujemy się tak rzadko, że każda minuta jest na wagę złota.

Dziewczyny nadają mojemu życiu smaczek ;)

czwartek, 17 kwietnia 2014

Wariatkowo

Hej, będziesz moim azylem?
Moją skrzynią sekretów, miejscem, gdzie naprawdę można się wykrzyczeć?
Albo chociaż takim, w którym są tylko ludzie, którzy innym życzą dobrze?

Jeżeli jesteś fanem Gry o Tron, jedna mała rada: obejrzyj serial zanim przeczytasz książkę. Naprawdę, wiem, że zazwyczaj wszyscy radzą zrobić zupełnie odwrotnie, ale akurat w tym przypadku, gdy już wiesz, co się wydarzy, zamiast skupiać się na pięknych krajobrazach, grze aktorskiej i emocjach, zastanawiasz się, dlaczego zmienili to czy tamto w stosunku do książki. Ergo: cała zabawa z oglądania serialu stracona, fajnie że można se opening posłuchać i pooglądać. Nadzieja w tym, że w serialu prawdę mówiąc akcja idzie w zawrotnym tempie, więc jak tak dalej pójdzie, zarzucając czytanie na jego rzecz niedługo znów nie będę znać fabuły.

Uwielbiam humor abstrakcyjny. Nie wiem czemu, mnie to śmieszy, tak, naprawdę. Od Monty Pythona do Łowców.B, kocham Was, chłopaki!
The knights who say 'Ni!'

Słyszeliście domowe melodie? Posłuchajcie i zakochajcie się:
https://www.youtube.com/watch?v=Y4R-o8pAd_g

Czytaliście? Poczytajcie i powiedzcie: czy ona naprawdę nie przesadza? Może trochę obcesowo potraktowana przez faceta w pociągu zaczęła być trochę cięta na mężczyzn i szukać w ich zachowaniu dziury w całym, ale uważam, że wybierając się w podróż, powinna zabrać ze sobą tylko tyle, ile sama udźwignie. Moim zdaniem pomaganie innym jest miłym gestem, ale w życiu powinniśmy liczyć tylko i wyłącznie na siebie.
http://krystynajanda.natemat.pl/96829,wychowalismy-takie-pokolenie-mezczyzn?fb

Pozdrowienia od wariatki!

P. S.: czemu profesorowie nie lubią, gdy mail rozpoczyna się słowem "witam"? pytanie za 100 pkt.

niedziela, 3 listopada 2013

O przemijaniu

Pamiętam magię świąt, kiedy byłam dzieckiem. Atmosfera, światło, ciepło, noc - nie do opisania. Najcudowniejsze były, jak chyba u każdego, święta Bożego Narodzenia i Święto Zmarłych. Przed południem spotykaliśmy się zawsze na grobach, całą rodziną. Mimo charakteru świąt zawsze było wesoło. Wieczorem szło się na cmentarz jeszcze raz, odwiedzić wszystkich zmarłych. Mieszkam w średniej wielkości wsi. Większość moich bliskich jest pochowana na cmentarzu przykościelnym, dlatego wieczorem 1 listopada zawsze właściwie obchodziliśmy cały cmentarz, to był spory spacer. Rodzice wspominali zmarłych, a ja patrzyłam na znicze, zachwycałam się światłem i atmosferą. Wtedy, jako dziecko, potrafiłam się tak mocno w to wczuć, oddychać tym, przeżywać mocno i głęboko w środku to wszystko, co się wokół mnie działo. Czułam obecność nie tylko najbliższych zmarłych, czułam obecność wszystkich dusz, kołujących nad nami tego jednego wieczoru.
Dziś zastanawiam się, co się zmieniło przez te wszystkie lata. Szkoda mi tej dziecięcej umiejętności, nie potrafię już się przejąć czymkolwiek dogłębnie. Do kościoła przestaliśmy chodzić już dawno, więc nie wybraliśmy się na mszę rano. Wieczorem, owszem, było pięknie, światła, żywe kwiaty... Myślałam o moich bliskich zmarłych, ale nie czułam żadnej obecności, żadnego ducha, atmosfery. Ot, miejsce, jak wszystkie piękne miejsca, zwykły wieczór.
Co się stało, że tak przytępione zostały wszystkie zmysły? Jak wiadomo, im jesteśmy starsi, tym zmysły gorzej działają, ale proces zaczyna się już od urodzenia, a osiemnastoletni młodzieńcy słuch mają już o wiele gorszy od niemowlaka. Wzrok zaczyna się psuć coraz wcześniej.
Czy to jednak problem duszy? Czy to proces dorastania zabrał nam część dziecięcego zdziwienia, zdolności przeżywania? Czy to, że rozumiemy więcej, oznacza jednocześnie, że czujemy mniej?
Dzięki sklepom i ogólnie naszemu wspaniałemu konsumenckiemu stylowi życia dobrze wiem, kiedy będą święta, ale jakoś nie mogę się wczuć w to wszystko, widzę sztuczność witryn sklepowych i odechciewa się przeżywać cokolwiek. W rezultacie namiastka tego, co było w dzieciństwie, czasem mnie nachodzi podczas Wigilii czy Święta Zmarłych, ale jest to uczucie tak rozmyte, że muszę się bardzo skupić, by wycisnąć z niego wszystko, co pozostało. Tak, bardzo chciałabym, by było jak dawniej, gdy świat miał przede mną wiele do odkrycia i był o wiele bogatszy, a mniej odarty z marzeń, gdy wszystko miało jakiś sens, bo sami go nadawaliśmy rzeczom dziś bez znaczenia.
Nemo

P. S.: Też macie takie odczucia, czy jestem w tym odosobniona?

Jutro będę się czuła jak ta pani z obrazu Kena Wonga.